środa, 22 października 2014

Rouge Bunny Rouge Raw Garden Chronos warto?

Zawsze uważałam że żadna firma nie jest w 100% idealna. Osobiście na taką firmę nie trafiłam, bo w każdej był jakiś bubel, dlatego nie warto trzymać się jednej marki. Cienie do powiek to jest coś bez czego nie wyobrażam sobie makijażu. Uwielbiam je, ich kolory, wykończenia, fakturę. Lubię poznawać nowe marki, dlatego często zdradzam swojego ulubionego w tej dziedzinie Inglota.Wybierając cienie często zwracam uwagę czy są to wkłady wymienne czy nie- tutaj najczęściej ważą się losy tego czy dany kosmetyk będzie kupiony, bo ja ZAWSZE lubię mieć kolory poukładane wg. mojego schematu ( którego nikt nie rozumie...)
Kiedy więc natknęłam się na firmę Rouge Bunny Rouge (tragiczna nazwa wg, nie wpada w pamięć) od razu zauważyłam że ma w swojej ofercie wymienne cienie. Mimo tego że mnie bardzo zainteresowały, bo kolory mają wyjątkowe a i konsystencje inną niż reszta tego typu kosmetyków, to jednak moje zainteresowanie skierowało się w stronę palety Raw Garden Chronos i dzisiaj wam powiem czy warto wydać na nią 229zł.



Firma Rouge Bunny Rouge pięknie opowiada o swoich kosmetykach, ich nazwy to majstersztyk, który próbuje zabrać nas do magicznego królestwa. W tym wypadku do ogrodu:

Paleta cieni to gustownie lakierowana, połyskująca kasetka, ręcznie ilustrowana rysunkami bujnego ogrodu, polnych kwiatów, delikatnego listowia i kwiecia stworzonego to białą to ogniście czerwoną kreską. We wnętrzu tego pięknego mrocznego Edenu, wzór zdaję się jak wprawiony w ruch, a efemeryczne ptaki unoszą się w powietrzu, obnosząc się przepychem. Po uniesieniu wieczka, ukazują się nam cienie, spoczywające jak sznur barwnych pereł o połyskujących odcieniach delikatnego szampana, ziemistych metali, oberżyny i nocnego nieba. Każdy z nich posiada zmysłową teksturę, dająca na skórze uczucie gładkiej miękkości. Metaliczny, połyskujący efekt powstaje przez odbijanie się miki i bogatych kompleksów mineralnych, których połączenie zapewnia wyjątkowe i długotrwałe lśnienie. Ponadto, każdy cień posiada wytłoczony symbol majestatycznego kolibra, jako znak rozpoznawczy . Paleta "Chronos" jest wyjątkowa, gdyż powstałą po raz pierwszy, a jej pięć cieni nie jest dostępnych nigdzie indziej. Każdy z nich może być również usunięty i zastąpiony innym ulubionym, długotrwałym cieniem Rouge Bunny Rouge. Dzięki takim uzupełniaczom można spersonalizować swój zestaw. Smukły, dwustronnie zakończony gąbeczką aplikator i szerokie lusterko znajdujące się wewnątrz, pozwalają na szybkie i precyzyjne nałożenie cieni również w czasie podróży.
Wyjątkowe cienie:
 Granatowy Brąz – Midnight Blue Gunmetal  
Oberżynowy Brąz – Aubergine Gunmetal 
Stary Brąz – Aged Bronze  
Metaliczno-różowy Brąz – Metallic Rosy Brown 
Szampańskie Rozświetlenie – Champagne Pewter Highlighter"

Nazwy i historie innych kosmetyków sa równie barwne... Ale do rzeczy.
Mamy tutaj 5 perłowych cieni w kolorach typowo jesiennych, ciemnych. Pierwsze cienie w palecie czyli Szampańskie rozświetlenie i metaliczno różowy brąz są  cieniami do rozświetlania, jednak są to dość "brudne" kolory i nie są  to cienie które odświeżą spojrzenie.
cień "Stary brąz" to tzw cień przejściowy który idealnie nadaje się na środek powieki. Ja osobiście mogę się dopatrzyć w tym cieniu połączenia brązu, ciemnej oliwki i khaki. Bardzo ciekawy odcień ale nie będzie się wszystkim podobał.
Dwa ostatnie to idealne cienie do smoky eye . Granatowy brąz i Oberzynowy brąz najbardziej lubie nakładać na załamanie powieki lub na całą powiekę.
Wszystkie cienie są konsystencji bardziej "mokrej" niż zwykle spotykane. Przypominają mi w konsystencji cienie Forest Green i Golden Rose firmy Kobo i podobnie się zachowują na powiece. Pigmentacja jest zadziwiająco dobra- zadziwiająco, bo zawsze uważałam że przy drogich kosmetykach płaci się głównie za metkę ( gwiazdy na reklamach nie pracują za darmo ).

Kilka makijaży, które wykonałam za pomocą tej paletki:






Paletka jest w porządku, nie powiem, opakowanie całkiem solidne, chociaż samo wykonanie paletki bardzo przypomina stare "piątki" Inglota, ponieważ wymiar i  wykonanie jest praktycznie takie samo... (oprócz nadruku)
 A więc wracając do pytania w tytule... czy warto za 229 zł kupić tę paletę? Na 50% na pewno tak-nietypowe kolorki, których KOBO, czy Inglot nie mają. I w sumie tylko tyle. Kolejne 50% czyli wykończenie, konsystencja, wygląd palety, które możemy znaleźć w innych markach przemawiają za tym, żeby dać sobie spokój bo cena jest dość wysoka. Wszystko zależy od tego, czego poszukujecie.



Znacie markę Rouge Bunny Rouge? Spodobała się wam paletka?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz